~ ♥ ~
Leżałam jeszcze w łóżku, jednak już nie spałam.
Rozmyślałam nad wszystkim, co do tej pory się wydarzyło. Minęło czternaście lat
od śmierci moich rodziców i wyjazdu Scora. Może i byłam mała, ale pamiętam ten
dzień, kiedy musiałam pożegnać się z jedyną osobą, która była moim wsparciem.
To było tak dawno, ciekawe, czy on również czasem myśli o mojej osobie. Po moim
policzku spłynęła pojedyncza łza, choć powieki były zamknięte. Wiedziałam, że
muszę wstać i rozpocząć kolejny nudny i monotonny dzień. Jedynym urozmaiceniem
tych lat, były treningi z Mistrzem i moim ukochanym wilczkiem. Z moich
rozmyślań wyrwało mnie trącanie czymś mokrym. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam
się na widok, który zastałam. Felcor leżał obok mnie i właśnie zamierzał
polizać mój policzek na dzień dobry.
~ Cześć olbrzymie - powitałam go.
~ Cześć malutka - jak zawsze musiał dopowiedzieć, że
pomimo mojego 176 cm jestem od niego przynajmniej o 30 cm niższa.
~ To było wredne - udałam, że się obraziłam. Fel
zawsze się na to nabierał.
~ Lili, przecież znasz to powiedzenie : " Co
małe, to piękne"- w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać z
trzech powodów. Po pierwsze skrucha w głosie mojego obrońcy. Po drugie zawsze potrafi
mnie udobruchać tym powiedzeniem, a po trzecie znowu dał się nabrać.
~ Fel dobrze wiesz, że ja nie potrafię się na ciebie
gniewać - na potwierdzenie moich słów przytuliłam tego zwierzaka.- Dobra,
koniec tego dobrego, która godzina ?
~ Piątek, godzina 10: 30. Przespałaś pół dnia
księżniczko.
-- Cholera jestem już spóźniona na historię rodów.
Babcia mnie zabije.
Szybko wstałam z łóżka, podbiegłam do szafy w
poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Kiedy je znalazłam, popędziłam do łazienki
wziąć szybką kąpiel. Po 10 minutach wybiegłam z łazienki i podbiegłam zabrać
książkę. Nagle usłyszałam radosne szczekanie, a w mojej głowie pojawił się ten
złośliwy, wilczy chichot.
~ Lilith dzisiaj hahaha nie ma hahahaha lekcji. No
oprócz jeździectwa.- Myślałam, że go uduszę. - No chyba byś mi tego nie
zrobiła. Kto by cię ochraniał.
-- Fel nie czytaj mi w myślach ! - wydarłam swoje
struny głosowe na futrzaka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że dzisiaj ma
być bal z okazji rozpoczęcia wakacji. Nareszcie !!! 0 nauki!!!
Moje przemyślenia na temat ukochanego czasu wolnego,
przerwało pukanie do drzwi.
-- Panienko, proszę się obudzić. Panienki babcia czeka
już w jadalni. - O nie Roberto... Musi już być na prawdę późno, skoro staruszka
go wysłała.
-- Już schodzę. Roberto przekaż Avii, że już idę! -
odkrzyknęłam i zaczęłam przeszukiwać moją komnatę w celu znalezienia obroży dla czarnej
"kuleczki".
~ Felcor gdzie ukryłeś tę cholerną obrożę ! - nerwy mi
już puszczały, a zwierzak tylko spuścił uszka i zrobił maślane oczka. Drań wie,
jak mnie udobruchać.
~ Lili wiesz, że ja nie lubię tej obroży.
~ Wiem, ale wiesz, że to jest warunek babci. Jej nie
ubłagasz. A teraz gadaj, gdzie jest ta uwięź.
~ Zaraz ci ją przyniosę. - jak powiedział, tak zrobił.
Po pięciu minutach stał znowu przy mnie z obrożą w pyszczku. Szybko zapięłam ją
na jego szyi i zbiegliśmy po schodach na jadalnię.
-- Wybacz babciu, za spóźnienie.
-- Siadaj kochanie - Avia uśmiechnęła się do mnie, a
Fela próbowała zabić wzrokiem.
~ Coś ty zaś zrobił ? - spojrzałam na zwierzaka.
~ Ups, chyba ktoś zauważył swój przekopany ogródek.
Wybuchnęłam śmiechem na widok miny kuleczki pt "
zbity pies " i babci, która piorunowała go wzrokiem. Zjedliśmy śniadanie i
pobiegłam na najbardziej znienawidzony "przedmiot". Jeździectwo.....
Najnudniejsze co może być, a nauczyciela najchętniej
potraktowałabym jakimś ostrym narzędziem. Przebrałam się w odpowiedni strój, po
czym osiodłałam jakiegoś siwka i wyprowadziłam go z boksu.
-- Moja ukochana księżniczka !!! Jak miło Cię Pani
widzieć - za sobą usłyszałam mocno przesłodzony głos.
-- Nie wątpię... Zaczynajmy lepiej - odpowiedziałam
mu, a on spełnił mój rozkaz. W kółko powtarzał to samo : raz, dwa, trzy, cztery..
Non stop, od pół godziny jazdy nie słyszałam nic innego. Myślałam, że usnę, ale
z opresji uratował mnie posłaniec.
-- Królowa prosi, aby przerwać lekcję, ponieważ
dochodzi godzina 16.
O kurczę już tak późno? Przecież o 18 jest
bal... Trzeba się przyszykować i wykąpać czarną bestię. Zeskoczyłam z konia,
lejce oddałam nauczycielowi, a sama pobiegłam do pokoju po drodze wołając
Felcora.
Oboje spotkaliśmy się w naszym pokoju. Szybkim krokiem
pomaszerowałam w stronę łazienki, aby napuścić wodę do ogromnej wanny,
wbudowanej w podłogę. Na pierwszy ogień poszedł wilk. Wykąpałam go i
wysuszyłam, po czym sama wpadłam do łazienki i nie wychodziłam z niej przez
godzinę. W końcu olejek ze smoczego owocu musi się wchłonąć, aby utrzymywać
zapach przez dłuższy czas. Wybiegłam z łazienki w samym ręczniku i pierwszą
czynnością, którą zrobiłam, było odwiedzenie garderoby. Nie potrafiłam znaleźć
odpowiedniej sukienki.
~ Lilith to tylko głupia kiecka - warknął piesowaty.
~ Futrzak ty też musisz mieć coś na sobie - w
moich oczach pojawiły się iskierki złośliwości.
~ Nie zrobisz mi tego, tylko nie nowa obroża. - w jego
głosie wyczułam strach.
~ Owszem zrobię, a teraz rusz dupę i mi pomóż.
Wilk podniósł się ze swojego miejsca pobytu i
skierował swoje cielsko w kierunku mojego królestwa. Nie minęło nawet pięć
minut, a on już wskazywał czarno-fioletowy zestaw. To jest to ! Przebrałam się
szybko w niego, Felcorowi zapięłam fioletową obrożę i zrobiłam obrót w stronę
toaletki, aby zrobić sobie makijaż. Na zegarze wybiła godzina 18:00. No nie,
znowu spóźniona. Znowu wszyscy się będą gapić. Nie lubię tego. Moje rozmyślania
przerwało trącanie noskiem.
~ Lila pośpiesz się masz już półgodzinne spóźnienie.
Znowu się wyłączyłaś.
~ Wybacz, zbierajmy się.
Zeszliśmy na dół. Zatrzymaliśmy się dopiero przed
wejściem do sali balowej. W moim brzuchu poczułam jakbym miała tysiące kolców.
Stres... Wzięłam trzy głębokie wdechy i otworzyłam drzwi. Wszystkie pary oczy
zwrócone były na mnie. No ludzie nie gapcie się tak. Dopiero teraz naszły mnie
wątpliwości, czy moja fioletowo-czarna sukienka nie jest za krótka (długość- do połowy
uda z przodu, a z tyłu długi "ogon"). Przeszłam przez całą salę
lekko kiwając głową ludziom, którzy mi się pokłonili na znak powitania. Zajęłam
swoje miejsce przy babci.
-- Już drugi raz w ciągu jednego dnia się spóźniłaś
Lilith. - do rzeczywistości przywrócił mnie głos Avii.
-- Wybacz babciu, ale jakoś nie mam dzisiaj głowy do
balu.
-- Nic się nie stało, tylko pamiętaj, że musisz
jeszcze zatańczyć jeden taniec jako oficjalne rozpoczęcie balu.- Po tych
słowach Władczyni Sosen Marisy wstała i uśmiechnęła się w stronę tłumu- Moi
drodzy. Przybyliście tutaj z bliższych lub dalszych stron. Chciałybyśmy was
bardzo serdecznie przywitać, a teraz nie przedłużając, moja wnuczka zatańczy, z
którymś z kandydatów, jak nakazuje tradycja.
Z tłumu wystąpiło czterech najodważniejszych
młodzieńców. Pierwszy z nich miał oczy w kolorze dojrzałej trawy, a jego
czarne, krótkie włosy sterczały mu we wszystkie strony. Drugi był szatynem o
fioletowych oczach i krzywym nosie. Trzeci miał czerwone włosy i czarne oczy.
Swoją budową przypominał patyk. Czwarty z nich był blondynem o brązowych
oczach. Wszyscy mieli coś, co mnie nie zainteresowało. Żaden z nich nie był
tym, za którym tęskniłam. Kiedy miałam już wybrać partnera, drzwi do sali
balowej otworzyły się, a przez nie weszły dwie zakapturzone postacie. Pierwsza
z nich, w czarnym płaszczu podeszła również, do chłopców stojących przede mną.
Druga natomiast wmieszała się w tłum. Pierwsza czwórka, zaczęła się wykłócać,
którego z nich mam wybrać, a Pan Tajemniczy podszedł jeszcze bliżej mnie, lekko
się ukłonił i wyciągnął swoją rękę, którą przyjęłam. Coś mnie w nim
intrygowało, a kiedy nasze dłonie się spotkały poczułam bezpieczeństwo, ale
było one inne niż te, które czułam czternaście lat temu. Młodzieniec odpiął
swój płaszcz i ściągnął kaptur. To co zobaczyłam pod przykryciem mnie zdziwiło,
ponieważ kolejne nakrycie przykrywało jego oczy i włosy, a strój był
wojskowy. Tylko raz widziałam taki strój, w legendzie o Asasynach. Nowo
przybyły miał dokładnie taki sam ubiór, jedynie kolor się nie zgadzał. Ci z
legend posiadali białe ubrania, a ten stojący przede mną miał czarny strój.
Chłopak uścisnął moją dłoń mocniej, tak jakby chciał mi przekazać, że jestem
bezpieczna przy nim, więc nie mam się czego obawiać. O dziwo uwierzyłam mu.
Razem podeszliśmy na środek sali i ustawiliśmy się w pozycji wyjściowej. Pan
Nie-Znasz-Mojej-Osobowości skierował swój wzrok w stronę orkiestry, która
zaczęła grać jak na mój gust bardzo romantyczny utwór.
-- Nie wiesz, że przy tańcu z kobietą, kaptur z głowy
się ściąga? - zapytałam z sarkazmem.
-- Wiem, tak wymaga dworska etyka, ale w moim
przypadku jest to nie możliwe. Tylko jedna osoba może zdjąć mi nakrycie z
głowy. - jego głęboki i zmysłowy głos zadziałał na mnie dość niepokojąco. W
moim brzuchu obudziło się stado motylków. Na początku lekko się kołysaliśmy,
ale nasz taniec zmienił się na dość zmysłowe tango.
Mimo, że nie widziałam jego twarzy, tańczyło mi się znakomicie. Przez materiał
jego ubrania, czułam wysportowaną i dobrze umięśnioną sylwetkę. Nawet nie
zauważyłam, jak jakiś kretyn oparł się o stół i niby przypadkiem rozsypał
przysmak Kolonii - czekoladowe kuleczki. W tym samym czasie, kiedy kulki się
rozsypały, ja robiłam podwójny piruet. Akurat w tym momencie poczułam, że tracę
równowagę i upadam. Już myślałam, że będę miała twarde lądowanie, więc
przymknęłam oczy. Na mojej tali poczułam silne ręce, które mnie podtrzymywały. Otworzyłam
ślepka i zauważyłam mojego wybawcę, którym był tajemniczy młodzieniec.
-- Lilka wszystko w porządku? - zapytał, a ja
myślałam, że mi za chwilę serce z radości wyskoczy. Pomijając fakt, iż
byłam mocno zszokowana. Tylko jedna osoba mogła do mnie tak mówić.
-- Jak mnie nazwałeś ? - zadałam to pytanie dla
upewnienia się.
-- Lil...Yyyy to znaczy Księżniczko. - zawahał się. Po
raz pierwszy cieszę się, że ktoś się przy mnie zawahał. Już wiedziałam, jak
sprawdzić czy to jest mój Scorpi. Chłopak postawił mnie do pionu.
-- Hmm zadam ci jeszcze jedno pytanie - powiedziałam
wyniosłym tonem, a on tylko kiwnął głową.- Co mam na wewnętrznej stronie lewego
uda ? - zapytałam
-- Znamię w kształcicie wilka - odpowiedział. Na sali
balowej zrobiło się cicho. Wszyscy parzyli
się na nas ze zdziwieniem. Avia spoglądała ze
złością, a młodzieńcy dziś zebrani z zazdrością w stojącego tajemniczego
jegomościa. Oczywiste było, że jest to temat zabroniony, aby o moim znamieniu
wiedzieć, a tym bardziej o miejscu jego pobytu. Tylko jedna osoba, nie
wliczając rodziny, o tym wiedziała. W moich oczach błysnęły łzy
szczęścia. Zauważyłam, że zakapturzony spina wszystkie mięśnie ze zmieszania.
Pewnie błędnie odczytał moje uczucia.
-- Scori wróciłeś !! - wykrzyknęłam i uwiesiłam się na
jego szyi. Mocno wtuliłam się w jego tors, a dłonią zsunęłam jego kaptur.
Chłopak niepewnie odwzajemnił mój uścisk. Spojrzałam na babcię, a na jej twarzy
zauważyłam tylko szok. Nagle coś mnie tknęło. Odkleiłam się od młodzieńca i
przybrałam ostry wyraz twarzy.- Scorpiusie Lucasie Nicolasie jesteś
najbardziej skretyniałym i bezmyślnym głąbem jakiego świat widział-
warknęłam. W jego ślicznych oczach widziałam skruchę. Chłopak klęknął na oba
kolana i spuścił głowę, a ja stałam nad nim z zaciętym wyrazem twarzy.- Czy ty
wiesz idioto jeden, jak ja się martwiłam! Wyjechałeś bez pożegnania! - w moich
oczach stanęły ponownie łzy, jednak te nie były oznaką szczęścia.- Myślałam
wtedy, że już nie chcesz być moim przyjacielem.
Po moich policzkach toczyły się krystaliczne łzy, a
ciałem wstrząsnął dreszcz. Poczułam jak ktoś mnie do siebie przytula. Do moich
nozdrzy doleciał zapach leśnego igliwia połączonego z zapachem letniego zefiru.
-- Przepraszam Lilka, ale nie mogłem się pożegnać.
Taki miałem rozkaz. Wybacz mi. - ton jego głosu wskazywał na rozdarcie. Mocniej
wtuliłam się w przyjaciela z dzieciństwa.
-- Nie potrafię się na ciebie dłużej gniewać, ale
obiecaj mi jedno....- szepnęłam.
-- Co tylko chcesz.
-- Nie zostawiaj mnie już samej na tak długo.
Reszta nocy przebiegła normalnie. Bal skończył się
dopiero następnego dnia, kiedy słońce dopiero szybowało do góry.
~ ♥
~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz